Naruto po raz ostatni spojrzał na pałac i otaczające
go ogrody. Właśnie odchodził z tego miejsca. Chciano zrobić z
niego kogoś, kim nie chciał się stać.
Skierował swe kroki w stronę polany, na której jego
sensei ostatni raz z nim rozmawiała. Musiał zobaczyć to miejsce
zanim odejdzie.
Kiedyś tu wróci, ale już nie będzie Naruto Uzumakim schinobi z Konocha-gakure, tylko następcą głowy klanu i dziedzicem lorda feudalnego. Miał nadzieje, że nim się to stanie, zdąży zostać następnym Hokage, lecz zdawał sobie sprawę z tego, że to marzenie może się już nigdy nie spełnić.
Kiedyś tu wróci, ale już nie będzie Naruto Uzumakim schinobi z Konocha-gakure, tylko następcą głowy klanu i dziedzicem lorda feudalnego. Miał nadzieje, że nim się to stanie, zdąży zostać następnym Hokage, lecz zdawał sobie sprawę z tego, że to marzenie może się już nigdy nie spełnić.
Natsumi... Jego sensei i patronka klanu... Bardzo się
starał, żeby jej nie pokochać, ale to mu się nie udało. Pragnął
jej dobra i możliwości bycia przy niej, choć doskonale zdawał
sobie sprawę, iż to niemożliwe. Chciał, aby jej ciało i serce
należało tylko do niego. Niestety miała obowiązki, jakich on nie
byłby w stanie wykonać. Była gotowa poświęcić samą siebie,
żeby inni mogli być bezpieczni i niby tego również, wymagał od
swoich członków jego ród, ale nigdy nie zauważył, aby ktokolwiek
był do tego zdolny.
Nadal pamiętał jak wygląda i w co była ubrana, jej
cudowny głos przyprawiający o dreszcze. Ich ostatnie spotkanie 2
lata temu...
Na gałęzi siedzi dziewczyna. Ma na sobie zieloną
bokserkę, przylegające do ciała błękitne, dżinsowe spodenki
przed kolano, podkolanówki i trampki do połowy łydki. Długie
włosy związała w wysoką kitkę.Nie miała żadnego makijażu,
poza odrobiną różowego błyszczyka. Wyglądała wspaniale i
królewsko...
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - spytała. - Nie chciałeś mi uwierzyć, że jestem starsza niż twój klan i jestem jego patronką... Na początku cały czas się o to kłóciłeś.
- I co z tego? Ty byś uwierzyła, gdyby ktoś Ci powiedział, że ma kilka tysięcy lat, a wyglądał by na niewiele starszego? - Naruto był zły o to, iż wyskoczyła z tym w takim momencie. Ich ostatnia rozmowa... Nie chciał jej opuszczać.
- To nasze ostatnie spotkanie. - Jej uśmiech go ranił. Nie mógł na niego patrzeć. - Jutro spotkasz się ze swoim dziadkiem. On ci przekaże wiedzę klanu i nauczy przewodzić państwu i rodzinie. Będziesz musiał się nimi kiedyś zaopiekować. Twoja przyszła żona musi być przecież z Ciebie dumna. Nie pozwól, żeby rodzice byli o Ciebie niespokojni. Nauczyłam Cię, jak korzystać z mocy, którą otrzymałeś, ale jeszcze długa droga przed tobą.
- Nie zostawiaj mnie... - szepnął. Nie mógł podnieść wzroku bał się, że już jej nie ma. - Żegnaj. - powiedział podnosząc wzrok na pustą gałąź wielkiego drzewa, na której przed chwilą siedziała najpiękniejsza dziewczyna jaką widział w życiu.
Przyglądał się polanie. Było tu bardzo pięknie.
Duża dolina otoczona lasem na środku, której rozpościerało się
niewielkie jeziorko z wodospadem, z którego wypływała nieduża
rzeczka. Kolory były tutaj bardo intensywne, żywsze. To piękne
miejsce było w połowie drogi pomiędzy stolicą kraju Przestrzeni,
Wioską Ukrytą w Istnieniu a Sunagakure stolicą kraju Wiatru.
Odwrócił się plecami do tego widoku. Postanowił jak najszybciej
dotrzeć do Sunagakure odwiedzić Gaarę. Minęły już dwa dni odkąd
wyruszył. Normalnie trasa pomiędzy stolicami zajęła by
przeciętnemu nindży około 9 - 11 dni. On poruszał się dużo
szybciej. Gdy wyruszy od Gaary w niecały dzień dotrze do
Konochagakure. Chciał tam dotrzeć nim go namierzą.
Nie lubił tych wszystkich nakazów. Dziadek uwielbiał
wręcz mu rozkazywać. Nawet wybrał mu już narzeczoną. Manami
Uchiha. Wysoka i szczupła dziewczyna, kochająca życie. Miała
długie do pasa proste, ciemno granatowe włosy z grzywką ściętą
po skosie zasłaniającą prawą część twarzy. Duże czarne oczy z
ciemnymi, długimi, lekko podkręconymi rzęsami, średnim, lekko
zdartym nosem i pełnymi ustami nieźle się komponowały na jej
pociągłej, szczupłej twarzy. Jej kształty były niczego
sobie. Tylko, że wciąż pamiętał jak zareagowała reszta jej
rodziny i głowa klanu, kiedy Hayato powiedział, iż nie może ona
wyjść za któregoś z synów Fugaku. Afera, że dziewczyna ma już
narzeczonego trwała przez dobre kilka miesięcy, a przez kilka
następnych wciąż mówiono o dziwnym zniknięciu jej najbliższych
i jej samej. Teraz wiedział, że trzeci im pozwolił na potajemne
opuszczenie wioski, by nie musiała wychodzić za któregoś z
chłopaków...
Musiał z tam tond wiać... Wciąż pamiętał jej
ciekawskie spojrzenia gdy jeszcze mieszkali w wiosce... Nie bardzo
mogła wtedy z nim rozmawiać, żeby nikt się nie zorientował, że
to on jest jej narzeczonym. Sam zresztą o tym nie wiedział... Teraz
mogła bezkarnie się do niego łasić i nikogo to nie dziwiło. Miał
jej już powoli dość. Ciągle się na nim wieszała i nie dawała w
spokoju poćwiczyć. Gdy prosił, żeby przestała zaczynała się
wściekać i krzyczeć, że wolałby, aby na jej miejscu była Sakura
albo Hinata. Nie miał pojęcia o co się tak naprawdę wścieka...
Niemalże całą dobę kręci się koło niego, czasem naprawdę
można mieć tego dość.
I jeszcze pomysł jego dziadka... Stworzenie haremu...
„Jesteś młodym mężczyzną i musisz mieć możliwość wyboru.
Powinieneś stworzyć sobie harem. Mógłbyś wtedy bezkarnie zaliczać
inne, a Manami nie mogłaby robić specjalnie o to problemów bo
nadal byłyby to twoje żony, a nawet mężczyźni...” Ten staruch
i jego pomysły, ale to prawda nie mogłaby się o to wściekać, a w
kraju Przestrzeni poligamia jest dozwolona nawet pomiędzy
mężczyznami. W ich klanie jednak istnieje pewna zasada, iż jego
członek nie powinien mieć więcej niż trzech partnerów w życiu, co
jednak nie dotyczy głowy klanu i jego następcy.
Postanowił więcej na razie o tym nie myśleć, bo już
dochodził do stolicy kraju Wiatru. Chciał jak najszybciej zobaczyć
się z Gaarą, a żeby łatwiej go było rozpoznać założył swój
stary, pomarańczowy dres, choć Natsumi nauczyła go się z nim
rozstawać (całkiem boleśnie). Od tamtej pory dość rzadko go
zakładał. Zdawał sobie sprawę, że się bardzo zmienił i mogli
go po prostu nie rozpoznać gdyby nie miał go na sobie...